Kilkadziesiąt lat temu, jeszcze na studiach, gdy wielu moich znajomych w jakiś sposób było skazanych na emigrację zarobkową, mówiłam, że pozostanie w Polsce jest jakimś objawem patriotyzmu. Ani to się nie opłacało, ani nie generowało dobrego samopoczucia. Ale było się u siebie. No i ta nadzieja, że coś zmienimy. Bo przecież możemy. Im jestem starsza, tym tej wiary  mniej.

Kiedy zmieniają się priorytety

Nie ukrywam, że kilka ostatnich lat to grzebanie ideałów. Można mówić o prawach kobiet i mniejszości, uchodźcach, sądach, edukacji czy Konstytucji, a lista jest bardzo długa. A mi chodzi o równe chodniki.

Zawsze też powtarzam, że w kwestii niepełnosprawności syty głodnego nie zrozumie i doświadczenie wózka, laski czy balkonika lub też ograniczeń, które nie są widoczne na pierwszy rzut oka, to rzecz wsobna. Intymna, jednostkowa. Może dlatego społeczeństwo nie jest zainteresowane protestami, postulatami, planowanymi zmianami w finansowaniu osób z niepełnosprawnościami. Dla rządzących to też śmierdzące jajo, którego trzeba się pozbyć, ale najpierw jakoś zapakować.

Czy lepiej jest tam, gdzie nas nie ma?

Wiele rzeczy sprawia, że myślę o emigracji, choć nigdy o to siebie nie podejrzewałam. Myślę nie o sobie, a o dziecku, które za kilka lat będzie miało jeszcze bardziej ograniczoną pomoc od państwa. A teraz będą nas przeliczać w tabeli. Wspomniane już równe chodniki to nie obietnica raju na ziemi, a systemów, które są dostosowane do potrzeb. Bo nasz nie jest i długo nie będzie. Jak ten chodnik właśnie.

Wyjazd do cywilizowanego kraju zawsze rodzi we mnie fascynację, że da się zadbać o każdego obywatela i nie wymaga to zachodu. Zaplanowana infrastruktura, podjazdy, zjazdy, windy, oznaczenia to jeden aspekt. Innym są ludzie. Po kilku dniach przestaję się wstydzić, wychodzę z pozycji uniżonej i przepraszającej za to, że w ogóle śmiałam z młodym się gdziekolwiek pojawić. Przestaję patrzeć pod nogi, bo wózek mogę prowadzić jedną ręką i korzystać z komunikacji zbiorowej  bez stresu, że akurat nie przyjedzie ten niskopodłogowy, choć powinien. Sprawia mi ta serdeczność ogromną radość, tak wielką, że myślę sobie, że chciałabym tak żyć. Być obywatelką i mieć syna obywatela nie drugiej, a pierwszej kategorii. Tak jak wszyscy inni.

Tylko trochę na zachód…

O ile nad infrastrukturą w Niemczech pewnie od wielu lat pracują specjaliści, a starzejące się społeczeństwo, rowerzyści czy właśnie osoby z niepełnosprawnościami wyznaczają im kierunki, o tyle podmiotowe traktowanie drugiego człowieka jest efektem wychowania i edukacji. Być może im bardziej różnorodne kulturowo państwo, tym łatwiej zadbać o potrzeby innych. Ale naprawdę sporadycznie musiałam prosić, żeby ktoś nas przepuścił i wynikało to raczej z zagapienia się, a nie ze złośliwości. Ludzie są na tyle uważni,  że gdy widzą, że jedzie wózek, ustępują miejsca. Rodzice zwracają uwagę dzieciom, jak należy się zachować i nie ma w tym przesady. Jest uśmiech i serdeczność. Nie ma też gapienia się jak na jakiś wybryk natury, zjawisko, problem. Taki chwast. W takim dostępnym pod każdym względem kraju chciałabym mieszkać. Nie gloryfikując oczywiście wszystkich jego aspektów. Rok temu miałam tak ze Słowenią. 

Trudne powroty

Zrobiliśmy błąd, że po bardzo dostępnej i otwartej Saksonii zatrzymaliśmy się w Łodzi. To nie jest miasto, które skradło moje serce, ale stało się soczewką Polski. Rozkopanej, z wysokimi chodnikami, brakiem infrastruktury dostosowanej do wózków, chaotycznej. Nie umiałam sobie poradzić. A jak w strefie pieszej prawie potrącił nas samochód, to już toczyłam pianę. Wiem. Za duży kontrast. Za dobrze było. Starałam się też ignorować krzywe spojrzenia i uwagi. Jeszcze na trochę mi tego zostanie. Potem będę się gryźć.

Jeżeli przykład idzie z góry, to Polska jest doskonałym przykładem na to, jak marginalizować ważne problemy, strącając je w niebyt. Ten ekonomiczny też. Obecnie rządzący kończą prace nad zmianami w świadczeniach dla osób z niepełnosprawnościami i ich opiekunów. To rewolucja, która powstała praktycznie bez konsultacji, a ilość zmian w trakcie procedowania ustawy jest tak duża, że ciężko jest się połapać, jak będzie wyglądać rzeczywistość wielu rodzin od pierwszego stycznia 2024.

Nowe nie znaczy lepsze

Pewnie idea niezależnego życia oraz tego, by pieniądze szły za osobą potrzebującą, a nie opiekunem, jest ważna. To jest właśnie ten papierek, o którym wcześniej mówiłam. Nic z niego nie wyniknie, ponieważ asystencja i opieka wytchnieniowa pozostają w sferze marzeń, a Polska jako jeden z nielicznych krajów od 2012 roku nie zdążyła wdrożyć Konwencji ONZ o Prawach Osób Niepełnosprawnych. To ona jest podwaliną wszystkich aspektów cywilizowanego życia, pracy, edukacji, leczenia.

Wprowadzane w trybie kolanowym zmiany budzą lęk. Podzieliły też środowisko opiekunów jak żadna inna historia. Na branżowych forach po prostu kipi od nienawiści i liczenia, kto ma gorzej i komu więcej zabiorą, choć powinni dodać. A przecież liczyć będzie  ktoś inny. I przeliczać możliwości na punkty, a od nich uzależniać poziom wsparcia. Czyli pieniądze. Pieluchy, wózki, zaopatrzenie ortopedyczne i takie tam błahostki liczone w tysiącach nadal pozostają na liście zadań opiekunów. Niech sobie radzą. Jak zawsze.

Z pewnością możliwość pójścia do pracy i tak będzie dla wielu opiekunów mrzonką, bo choć teoretycznie łaskawie państwo na to pozwoli, to nie będzie siły, czasu, asystenta czy po prostu możliwości po latach poza rynkiem. Świat poszedł do przodu, a my coraz dalej w tyle. O chodnikach nie wspomnę.

Tekst powstał dla Laboratorium Empatii 9 lipca 2023

Możesz Olgierdowi przekazać swoje 1,5% lub wpłacić darowiznę na konto:

Fundacja Pomocy Osobom Niepełnosprawnym „Słoneczko”
Stawnica 33A
77-400 Złotów

KRS: 0000186434

Spółdzielczy Bank Ludowy Zakrzewo
Oddział w Złotowie 89 8944 0003 0000 2088 2000 0010

Darowizny w EUR:
76 8944 0003 0000 2088 2000 0050
Darowizny w USD:
97 8944 0003 0000 2088 2000 0060
dla wpłacających z zagranicy kod SWIFT (inaczej zwany BIC):
GBW CPL PP
kod kraju:
PL

tytuł wpłaty: Olgierd Klucznik 557/K

Dziękuję!