Zadajecie często komuś to pytanie? Czy częściej w myślach? Dlaczego Pani? Bo praktyka pokazują, że nikt tak nie potrafi dopiec jak kobieta drugiej kobiecie. Siostrzeństwo pozostaje niejako fantasmagorią wymyśloną przez nawiedzone feministki, a solidarność jajników – ja was proszę… Na co dzień jest skan po kreacji, fałkach, zmarszczkach, makijażu i innych takich. To nie mężczyźni najczujniej oglądają kobiety. W końcu lista oczekiwań z wiekiem się wydłuża. Tak samo jak spis, czego już nie powinnaś. Bo przecież musisz być miła i à propos.

Tydzień numer trzy!

A ja z wiekiem staję się coraz bardziej aspołeczna. Szczególnie teraz nie staram się nawet wchodzić poza zupełnie przewidywalne dzień dobry i smacznego. Nic więcej na własne żądanie. Nie są mi bowiem te chwilowe i przypadkowe znajomości do niczego potrzebne. Nie zamierzam się sobą (ani swoim czasem) dzielić z kimś, o kim i tak niczego się naprawdę nie dowiem, bo powie mi tylko to co wypada i kogo być może już nigdy nie spotkam. Nic więcej. W końcu w jakimś lesie kilkadziesiąt osób jest na siebie skazanych przez dwa tygodnie, a potem następni i następni. A ja. Nie pasuję. Nie chcę pasować. I nie chodzi o to, że się wywyższam, bo wrażenie mam wręcz przeciwne. Nie mam siły i ochoty się dostosowywać. Zresztą kogo rajcuje small talk. Mnie nie. Chyba jestem już zmęczona.

Zostaliśmy na turnusie o tydzień dłużej. Młody się gdzieś (potajemnie) ładuje i jakoś nie widzę po nim zmęczenia, mimo że zasuwa jak robocik z zajęć na zajęcia. Mnie męczy życie według grafiku, ale nie chcę mówić, że się poświęcam, bo przecież sama wybrałam. I są konsekwencje. Nawet te, że teraz muszę się przyzwyczajać do kolejnych twarzy, które będę omijać i które się tak chętnie poznają. Jakby szukać towarzystwa w swoim nieszczęściu. Nie moja bajka. Dlatego już myślę, co zaraz zrobię, z kim poprowadzę spotkanie, gdzie pojadę, bo to daje napęd i kosmiczną energię, by rano wstać i jednak zdążyć na konie etc. Może jestem złą matką. A może nigdy mnie macierzyństwo nie bawiło. W standardzie.

A wszystko przez rower!

Niedziela była zachwycająca. Wymyśliłam więc, że wezmę Młodego i pójdziemy na długi spacer. W końcu w Ośrodku byliśmy tylko my. Cisza, spokój, sielanka. Wybrałam wcześniej trasę, by praktycznie nie wychodzić na pobocze drogi, bo mam ograniczone zaufanie do kierowców i wiem, że jestem na przegranej pozycji, szczególnie z Młodym do rowu nie mam jak uciec. Trasę obczaiłam. Zapasy wzięte, słoneczko świeci, moja droga dłuższa niż klasyka, ale co tam, przecież mam czas. I jak już doszłam do wsi, to stwierdziłam, że jest tak pięknie, że szlakiem okrążymy całe jezioro. Łatwo nie było – kilkanaście kilometrów i teren trudny, ale od czego ma się terenowe koła oraz parę w rękach. Czuję to dziś – tak jak słońce, które jednak grzało, co wyszło później. I wracając do Ośrodka ścieżką rowerową (z dopuszczonym ruchem pieszych), mijałam wielu cyklistów. W końcu ta niedziela była stworzona, by łazić, łazić i jeździć. I pewnie wielu powie, że grillować też. I gdy już zbliżaliśmy się do naszego zakrętu, zobaczyłam dużą grupkę rowerzystów. Zaczęli odrywać parami od brygady. I w pewnym momencie widzę, że kobieta jedzie centralnie na mnie. Ale czekam. Zmusiła mnie do tego, że skręciłam wózkiem w prawo, prawie wchodząc pod koła innym rowerzystom. Jakoś nas minęli i się pytam: Dlaczego mi pani to zrobiła? Ona, że nie rozumie, o co chodzi. To ubieram słowa inaczej, choć przecież nie chce mi się z nią gadać, jestem wykończona i wkurwiona. Dlaczego pani prawie we mnie wjechała i zmusiła mnie do zejścia na drugą stronę pod koła innych rowerzystów. Przecież powinna mnie Pani ominąć! I usłyszałam: Bo pani szła złą stroną. I kropka. Dyskusja toczyła się dalej. Ja tłumaczyłam przepisy ruchu drogowego, a ona wyciągnęła smartfon, żeby poszukać sobie zasad w sieci. Więc poszłam z przeświadczeniem, że nie wiem, co jest gorsze niewiedza czy brak wyczucia i jakiegoś nawet prymitywnego instynktu.

Bo czy nawet wtedy, gdybym szła niewłaściwą stroną i złamała wszystkie obowiązujące zasady, to kierowca miałby prawo we mnie wjechać? Świadomie? Czyż przeszkody się nie omija? Nie mam prawa jazdy, a moja karta rowerowa będzie miała z 35 lat, ale nie umiem sobie wyobrazić, że można zrobić komuś krzywdę tylko dlatego, że jest się przekonanym, że ma się rację. A może właśnie z tego wynikają te wszystkie konflikty dookoła nas. Z nieumiejętności analizy sytuacji z innej niż swoja perspektywy. Co trzeba mieć w głowie?

Zadzwoniłam po powrocie do brata, by powiedzieć mu, że teraz rozumiem, jak się czuł, gdy wjechał w niego samochód, bo inny kierowca myślał, że na motocyklu wyprzedził nieodpowiednio. Wydawało mi się to tak kuriozalne. A teraz, gdy przypominam sobie wzrok tej kobiety, to wiem, że są ludzie, którzy mają przekonanie, iż mają patent na rację i będą się jej trzymać za każdą cenę, nawet jak nie mają racji.

Nie dyskutuj!

Jestem w ogóle dumna z siebie, że zaczęłam z tą babką rozmawiać, że zadałam jej pytanie, które wyrzuciło ją z poziomu myślenia – jestem królową tej drogi rowerowej i co mi zrobisz. W sumie też jechała z dzieckiem – ciekawe co ono z tej historii wyciągnęło. Chyba że mój młody był mniej ważny, bo przecież rowerem wjechałaby w niego i w wózek. I choć ta rozmowa uświadomiła mi, że jest pewien absurdalny poziom, którego nigdy nie osiągnę, to mam nadzieję, że może Google podpowiedział pani, jakie są zasady i już więcej nie będzie ich naginać. A nawet jak trzeba będzie, to w imię większego dobra po prostu ustąpi. A ja pozostanę przy swoim, że jak jest szansa, to zamiast się konfrontować, lepiej zmienić stronę chodnika. Jeśli takowy w ogóle jest.