Mam na imię Olgierd. Mam trzynaście lat i rzadką chorobę genetyczną. To ona sprawia, że rozwijam się dużo wolniej pod każdym względem. Tak o dwanaście lat wolniej. Choć potrafię przejść kilka kroków, to na dłuższych dystansach przemieszczam się na wózku, nie mówię i słabo ogarniam rzeczywistość, więc w jakimś stopniu jestem przedłużeniem mamy, bo to ona najczęściej ze mną chodzi, jeździ, mierzy się z barierami. Dlatego pisanie o dostępności w Elblągu to nasza podwójna perspektywa.
Lubię moje miasto. Jest tu wszystko, czego człowiek potrzebują do szczęścia – może poza Ikeą i Decathlonem. Mieszkamy logistycznie w dobrym miejscu. Do szkoły z domu mam trzydzieści minut na piechotę, a autobusem miejskim cztery przystanki. Blisko jest do przychodni lekarskiej, sklepów, punktów usługowych czy parku. Nieco dalej na Stare Miasto, dworzec czy do urzędów. Ale to też da się zrobić. I choć teoretycznie moja dzielnica jest dobrze skomunikowana, to do ideału brakuje dużo.
Pewnie większość narzeka na źle ułożone rozkłady jazdy czy też zmiany w trasach autobusów. Mnie z poziomu wózka bardziej boli fakt, że kierowcy niekoniecznie chętnie podjeżdżają do krawężnika czy obniżają podłogę. W sumie mamę to boli. Z tramwajami jest gorzej, bo niewiele z nich jest niskopodłogowych, a oznaczenia w rozkładzie nie idą w parze z tym, jaki tabor akurat przyjdzie. Planowanie wyprawy to dość często ryzykowna gra.
Dla wszystkich nie dla wybranych!
I tak złoty medal niedostępności w tym roku otrzymuje dworzec PKP w Elblągu. Na dwa dni rozebrano przejazd przez tory przeznaczony dla osób na wózkach i nikt nie widział problemu w tym, że nie da się dojść do peronu i z niego wyjść. Interwencja dziennikarska też nic nie dała. Finalnie okazało się, że to tylko takie jednostkowe. Zresztą peron dworca w Elblągu ma nieodpowiednią wysokość, więc obsługa pociągów InterCity nie ma możliwości rozłożyć platformę. Wejście do pociągu i wyjście z niego wymaga niezłej gimnastyki kilku osób. Nawet zgłoszona wcześniej asysta to może być za mało.
Inaczej się nie da?
Zresztą w moim mieście dostępność to wydmuszka. Bywa, bo być szczególnie przy nowych inwestycjach musi, ale nikomu nie służy, niczego nie ułatwia, a przede wszystkim nie niweluje barier. Mama jest na to bardzo wrażliwa, więc piętnuje fakt, że nie ma zjazdów, funkcjonalnych rozwiązań i bezpiecznych przestrzeni, czasem wysłuchując, że się czepia, bo przecież można iść na około lub też w ogóle nie pchać się w pewne miejsca.
W Elblągu w dalszym ciągu są instytucje, do których nie da się wjechać wózkiem. Obie Poradnie Psychologiczno-Pedagogiczne wymagają wejścia lub zejścia po kilkudziesięciu schodach, a każda z nich ma pod swoją opieką dzieci z placówek specjalnych i integracyjnych. Nie ma dostępu też do budynku Policji, Młodzieżowego Domu Kultury czy konserwatora zabytków. Żeby nie było tak źle, oddane po modernizacji Centrum Kultury jest nie najgorzej pomyślane i jest całkiem dostępne. Najczęściej chodzimy tam z klasą do kina na Nowe Horyzonty. Zdarzają się wpadki, bo najsłabszym ogniwem jest człowiek. Mamy przyjaciel – dorosły poruszający się na wózku i tak jak ja wymagający „pchacza”, został kiedyś zaproszony z zespołem muzycznym na wydarzenie kulturalne w ramach Festiwalu Integracji. Mieli wystąpić na scenie, ale nikt nie pomyślał, że wózkiem nie da się tam wjechać. I tak się zakończyła ta muzyczna przygoda – wielkim rozczarowaniem. W tej chwili kończy się również remont elbląskiego Teatru, więc dopiero powiemy „sprawdzamy”, bo do tej pory było słabo.
Elbląg to stan umysłu?
Kulturalnie, bo mama siedzi w tej branży, to ograniczony dostęp jest do Biblioteki Elbląskiej. Co prawda jest podjazd na zewnątrz, ale w środku schody i platforma, więc trzeba mieć szczęście, by akurat w pracy była osoba, która ma klucz i umie to obsłużyć. Dalej jest winda z takim systemem, że trzeba wciskać przycisk, żeby pojechać. To się kompletnie nie sprawdza, ale chyba jest najtańsze.
Wracając do przyjaciela mamy. Czasem lubią sobie wyjść wieczorem na Stare Miasto. Jest ono odbudowane zgodnie z ideą retrowersji, więc, pomijając bruk, wszędzie są schody. A to oznacza, że z kumplem na wózku może wjechać tylko do jednego lokalu na całej starówce – czyli w centrum życia towarzyskiego miasta. Tu nie ma więc improwizacji, a każda wyprawa musi być zaplanowana.
Czy kiedyś da się projektować uniwersalnie?
Zresztą właśnie ta logistyka od wyjścia z domu poprzez komunikację miejską czy też trasę spaceru musi być przemyślana. Niektóre przychodnie lekarskie czy też gabinety specjalistyczne w dalszym ciągu są na piętrach bez wind i czekają na remont. W wielu miejscach natomiast dostępność pozostaje na papierze czy też w prowizorycznych rozwiązaniach. Ale o czym mówimy, jeśli podjazdy dla wózków w parku musiały być wybudowane ze środków Budżetu Obywatelskiego, a pojemnik na nakrętki Prezydent otwiera w blasku fleszy.
Mama miała kiedyś pomysł, by prowadzić w szkołach zajęcia o tym, jak wygląda świat z perspektywy wózka, laski czy też starszej osoby. Chciała zaprosić lokalnych włodarzy, by sprawdzili, jak faktycznie jeździ się po Elblągu. To nie przeszło, bo pandemia, ale do tematu trzeba wrócić.
Na razie funkcjonujemy w jakieś prowizorce, ale chyba najtrudniejszym aspektem dostępności lub raczej jej braku jest społeczna ignorancja. I to ją będzie najtrudniej zmienić, bo z czasem będą lepsze podjazdy, windy czy odśnieżone chodniki oraz dobra komunikacja miejska. Dojście do tego, że wszyscy są równi i mogą korzystać na takich samych prawach z miejsc, usług czy wydarzeń, wymaga rewolucji. Kto nie poczuł, ma mniejsze szanse, by zrozumieć.
Możesz Olgierdowi przekazać swoje 1,5% lub wpłacić darowiznę na konto:
Fundacja Pomocy Osobom Niepełnosprawnym „Słoneczko”
Stawnica 33A
77-400 Złotów
KRS: 0000186434
Spółdzielczy Bank Ludowy Zakrzewo
Oddział w Złotowie 89 8944 0003 0000 2088 2000 0010
Darowizny w EUR:
76 8944 0003 0000 2088 2000 0050
Darowizny w USD:
97 8944 0003 0000 2088 2000 0060
dla wpłacających z zagranicy kod SWIFT (inaczej zwany BIC):
GBW CPL PP
kod kraju:
PL
tytuł wpłaty: Olgierd Klucznik 557/K
Dziękuję!