Niewątpliwie końcówka roku zmusza do podsumowań, rachunków „sumienia”, bilansu zysku i strat. Tych drugich było zdecydowanie więcej, ale te pierwsze były spektakularne. Zaczynam się zastanawiać, czy coś dziwnego dzieje się z ludźmi i relacjami, czy po prostu się bardzo szybko rozpraszają, gdy stawia się granice, które są dla nich niewygodne lub nieopłacalne.
Ważny krok w samodzielność
Przede wszystkim to był rok ważny dla Olgierda. Każdy rodzic czekał lub czeka na pierwsze samodzielne kroki, bo to niezwykle ważny element rozwoju. My czekaliśmy dziewięć lat i jesteśmy bardzo daleko od ideału, ale w tym wypadku ważna jest funkcja a nie jakość. Tak mi się wydaje. A wiele mi się wydaje. Trochę popyskowałam, wyszłam z pomysłem realizacji zajęć i nie mam przestrzeni, żeby to dopiąć. Mam jednak nadzieję, że ruszę i się zmobilizuję.
Nie celebrowałam dnia osób niepełnosprawnych. Nie wrzuciłam nic na profil. Wyszłam z założenia, że nie ma się z czego cieszyć. Schody są stale strome, a wyobrażenia na temat tego, jak żyją osoby zależne i ile pieniędzy dostają od państwa, a co za tym idzie, jakie mają możliwości, są po prostu niewiarygodne. Pozazdrościć. W moim odczuciu zmienia się za mało i zbyt wolno, tak jakbyśmy nie byli grupą społeczną, o której interes trzeba zawalczyć.
Rok Marianka
M+M to najważniejsza dla mnie książka, choć nie rozpatruję tego pod kątem literackim, artystycznym czy też łamiącym granice. To rodzaj manifestu, który mam nadzieję, że przemawia do innych lub kiedyś przemówi, bo w tym kraju wiele jest Marianków i Mariolek, dla których codzienność nie ma wymiaru małej czarnej i ciastka do tego. Prawie dwa lata ta historia czekała na wydanie. Dojrzewała, a przede wszystkim ja dojrzewałam. Teraz każde spotkanie autorskie jest dla mnie emocjonalnie trudne, wywleka na lewą stronę i wcale nie udaje mi się później złożyć w całość. Więc zostają zagięcia jak blizny po mniej lub bardziej udanych operacjach. M+M jest oddaniem głosu tym, którzy go nie mają. A krzyczą, płaczą, zagryzają wargi.
Poetyckie niuanse
W euforii literackich poszukiwań w tym roku dotknęłam dna. Na mapie Polski jest szereg imprez i oczywiście ich poziom jest różny, a i atmosfera też odmienna. Z tym się nie dyskutuje, bo każdy na festiwalach literackich szuka czegoś innego, wywozi inne przyjaźnie i tony książek. W tym roku jednak dotarłam w miejsca, które sprawiły, że mój idealizm bardzo ucierpiał. Wszystkie idee, w które wierzyłam, organizując imprezy ku chwale, legły w gruzach pod ciężarem lansu, pieniędzy, układów i podkopywania dołków pod innymi. Wykopuję się. Wielorzecze pomogło z punktu widzenia logistycznego, choć i zmęczenie ogromne i mam poczucie, że coś się kończy, pewien pomysł się skończył, a ambicje ludzi rosną. Nie mam ochoty, by im sprostać. Niewiele piszę. Jakby wraz z końcem wiary w poetów umarło przekonanie, że poezja może coś zmienić. Tu się też odgrzebuję. Jest kilka ważnych książek tego roku, które przywracają sens, drapią i są niewygodne. Ale o to chodzi, by było niewygodnie.
Rok na nie
Ten rok to czas wielu ważnych decyzji, których konsekwencje będę zbierać w przyszłym. To plany zarówno na gruncie rodzinnym, zawodowym, stowarzyszeniowym, literackim. Kilka najbliższych miesięcy może być więc bardzo trudnych, ale uczę się mówić „nie” i stawiać granice. I wielu osobom bardzo się to nie podoba. Więc szeregi znajomych fantastycznie się przerzedzają. W końcu nie działa wujek dobra rada i psychoterapia dla ubogich. Przecież publikujemy mądre rady, jak to mamy prawo zadbać o swoją przestrzeń i być szczęśliwym. Ale jakoś innym tego prawa już nie dajemy.
Zrozumiałam, że nie liczą się dla mnie czyjeś intencje, jeśli wyrządza się krzywdę.
A są ludzie, którzy z premedytacją szukają sposobu, by dowalić, nawet jeśli tylko wypomną ci w towarzystwie nowe zmarszczki. Nie wiem, co się porobiło.
Ważne i ważniejsze
Każdy z nas ma problemy, choć doświadczenie pokazuje, że lepiej jest o nich nie mówić głośno i każdemu. Po pierwsze, niewielu to obchodzi. Po drugie, nie mamy dystansu i to nasze kłopoty są przecież najważniejsze. Po trzecie, o czym boleśnie przekonałam się w tym roku, inni chętnie wykorzystają wiedzę o twoich problemach, kompleksach, pomyłkach, by coś ugrać, wykorzystać do własnych celów. Boli? Pewnie, że boli.
Czasem zdarzają się sytuacje, że w konfrontacji z innymi nasze problemy są niczym, bo nie da się dyskutować o pieniądzach, gdy ktoś umiera, o problemach z nauką dziecka, gdy inne walczy o oddech lub sprawność. Każdy ma swój garb, choć raz na jakiś czas trzeba go urwać lub schować. Dla własnego zdrowia.
Przyjaciele? Im dalej w las, tym lista krótsza.
To był dobry rok. Obnażył wszystko. Co będzie dalej? Nie wiem, czas pokaże.