Udało mi się być ostatnio na kilku imprezach literackich w Polsce. Niewątpliwie ten komfort możliwości zawdzięczam temu, że Olo ma Panią Asystentkę, a co za tym idzie – mój czas zrobił się zdecydowanie bardziej elastyczny. Nastał też czas mojego spokoju w głowie. To komfort, którego nie znam – by naprawdę nie przejmować się tym co w domu. Oczywiście pierwsze pytania moich znajomych zawsze dotyczą Olgierda i tego, co z nim zrobiłam, aż chciałoby się rzec „przywiązałam do kaloryfera”, ale myślę, że większość osób nie załapie ironii, bo przecież życie z chorym dzieckiem musi być śmiertelnie poważne.

Nadawca-kod-odbiorca

Więc lecimy w absurd. Im jest trudniej, tym bardziej ratuje to system na każdym poziomie. Z zasady trzeba założyć, że nie każdy wejdzie na ten poziom i nie musi, ale jeśli już znajdzie się towarzystwo, które komunikacyjnie, a często też życiowo po prostu ze sobą współgra, to bywa śmiesznie. I chyba właśnie takich znajomości należy każdemu życzyć. Za to powrót do realiów bywa ciężki.
Komunikacyjnie jesteśmy bowiem słabi. Nie mówię tu o koncercie, w czasie którego nie rozumieliśmy z ekipą tekstu piosenek i tak narodził się „we Włocławku szczaw”. A potem hasło stało się niemalże ikoniczne. Chodzi raczej o taki poziom dyskusji, który niczego nie wnosi. Bo nie potrafimy ze sobą rozmawiać, bo nie słuchamy, bo stawiamy swoje racje nad zdanie innych i nawet jak się nie znamy, to już mamy opinię. I potem strach umieścić post w mediach społecznościowych, skomentować, wejść w polemikę. Bo usłyszysz w dobrym razie:

Wyluzuj!

A przecież czasem chciałoby się przemówić w obronie kobiet, osób starszych, dzieci i dorosłych z niepełnosprawnościami, uchodźców, społeczności LGBTQ i całego szeregu innych wykluczonych. Czasem sobie myślę, że może statystycznie to wykluczonych jest już więcej niż „standardu” i znacznie nam się przesuwa margines, ale uwielbiamy trzymać się normy i za nawias wyrzucać to, co nam nie pasuje. Co jakiś czas oczywiście pojawiają się artykuły, które obnażają styl życia, sposób myślenia, nieudolność władzy czy urzędników, ale tak najbardziej uderzają w nas i ściągają maski. I nic nie zmieniają. Dyskusji na temat dobrego wsparcia dla osób z niepełnosprawnościami i ich opiekunów było tyle, że można by założyć, że temat został już wymiętolony na wszelkie możliwe sposoby, a jednak zmienia się niewiele. Na stronach poświęconych problemom tej grupy społecznej co chwilę pojawiają się zapowiedzi zmian, przyszłych programów, procedowanych ustaw, a pod nimi zawsze gros niezadowolonych, bo nie tak, nie tu, nie tym. Umiemy być silni z poziomu palca na klawiszu lub ekranie. I najlepiej anonimowo. A nawet dosadne manifestacje przyjmujemy z coraz większym tumiwisizmem, tak jak przyzwyczajamy się do scen w filmach Vegi.

Po dziadersku

Mam świadomość, że dla wielu osób jestem bardzo niewygodna, ale w sumie nie będę pantofelkiem kopciuszka. I choć nieraz przyszło mi oberwać za nie taką opinię lub za mało grzecznie wyrażoną – bo przecież najlepiej pyskować na kolanach i od razu przepraszać, to ciężko jest mi wyluzować. W ogóle to hasło jako argument w dyskusji jest jak sprowadzenie rozmówcy do roli pieniacza, osoby czepiającej się, a nie broniącej fundamentalnych praw. A może o to właśnie chodzi, by uciszać to, co niewygodne i otaczać się tylko tymi, którzy klaszczą. Dałaś się sprowokować, a teraz wyluzuj, bo to taki dziaderski żarcik tylko. Dziewczynko. A przecież nie jesteśmy gumą w gaciach, żeby luzować.

Nie jesteśmy też pomidorową!

Moja koleżanka używa takiego fajnego sformułowania, że wychodzi z kółeczka i choć kontekst jest nieco inny, to bardzo mi się to zdanie spodobało. Być może w trosce o siebie warto nie tylko przestać wchodzić w dyskusje z ludźmi, z którymi rozmowa nic nie wnosi. Może nawet opłaca się zrobić tak, że nie będzie się widzieć zamieszczanych przez nich treści, by potem nie musieć luzować. Być może w kontaktach międzyludzkich jednak to właśnie omijanie staje się najważniejsze. Zamiast czytać, że zasługi są rodzaju męskiego, kobieta sama się prosiła, bo sukienka, Ukraińcy są źli, a na granicy uchodźcy mogą sobie zamarzać. Zamiast zbierać gorzkie żale na temat tego, jak opiekunom jest dobrze, bo przecież siedzą w domu, a pieniądze spadają im z nieba i tak dalej są niezadowoleni. Zamiast uczestniczyć w tym, że lekarze mogą emigrować, nauczyciele pracować w Biedronce, a inne grupy zawodowe są spoko, dopóki nie zaczną walczyć o swoje prawa. Zamiast wchodzić w dyskusje bez sensu z ludźmi, którzy mają niepodważalne prawo do swojej racji, warto pamiętać, że jest klawisz Delete lub też inny sposób na to, by nie widzieć, nie czytać, nie musieć luzować.

I widzisz Basiu, we Włocławku szczaw.