Pamiętam, jak był strajk opiekunów osób z niepełnosprawnościami i pojawiało się wówczas bardzo dużo komentarzy, że trzeba było nie rodzić, trzeba było się badać, że to przecież jest wygodne, że to roszczeniowa grupa. Pojawiały się zdjęcia, że ktoś był na wakacjach, a inna matka poszła do fryzjera. Obdarto nas wtedy z godności, a rząd poza pozornymi krokami, które może są wizerunkowo atrakcyjne, to niewiele się przekładają na codzienność życia z osobą zależną. I nie jest ważne to, że ten strajk podzielił też środowisko. Zostaliśmy poniżeni. Nie zmieniło się nic. Zresztą podobne komentarze często pojawiają się pod różnego rodzaju prośbami o wsparcie.

Trzeba było nie rodzić

Teraz hasła „trzeba było się badać” tracą sens, ponieważ zabrano nam właśnie jakąkolwiek możliwość decydowania o sobie. Ba, słyszymy, że jesteśmy przedmiotami troski, motłochem, hołotą, niewolnicami, kurwami, lewaczkami. Straszy się nas ekskomuniką, narodowcami, policją, sądem ludzkim i bożym.

Tymczasem dzieje się coś, czego chyba nie można było przewidzieć, a skala protestów szczególnie w tej sytuacji zapiera dech w piersi. Tylko kobiety potrafią tak głośno się nie zgadzać, tak mocno bronić swojej godności i prawa do samodecydowania o sobie. Z drugiej strony, ten rząd zraża do siebie kolejne grupy zawodowe i od wczoraj nawet ci, którzy cały rok przygotowują chryzantemy na te kilka listopadowych dni, zostali oszukani. Niezły funeralny klimat zrobił nam rząd. Ale my się nie damy łatwo zakopać.

Wolność kobiety kończy się, gdy zajdzie ona w ciążę

Strajk kobiet poza marszami, solidarnością różnych grup społecznych i zawodowych, bluzgami i wykluczeniem w moim odczuciu spowodował jeszcze jedno. Zaczęłyśmy mówić o tym, co do tej pory było intymne, skrywane, o czym pewnie w wielu wypadkach nie rozmawiałyśmy nawet z partnerami czy przyjaciółmi. Zaczęłyśmy mówić o tym, że nie zawsze ciąża, opieka lekarska, poronienia, choroby, porody są to wydarzenia piękne, wzniosłe.

Od lat działa Fundacja Rodzić po Ludzku i cały czas mają co robić. I pewnie będzie tych zadań coraz więcej, skoro jest przyzwolenie na poniżanie kobiet. Świadectwa, które pojawiają się w mediach, są dramatyczne. W niektóre historie ciężko uwierzyć, ponieważ aż wszystko boli, gdy się czyta, a i tak pojawiają się komentarze znawców, że to bzdury. Jakbyśmy nie mieli w sobie już żadnych hamulców. Kobiety wyciągają na wierzch najbardziej intymne historie, które często dzieją się w gabinetach lekarskich, w domach, przy konfesjonałach. Historie na granicy życia i śmierci, gdy los matki był drugorzędny, bo liczyło się dziecko. Przecież to nasza nadrzędna rola – rodzić.

Wiele się zmieniło. Jest jeszcze dużo do zrobienia, a my coraz głośniej mamy odwagę mówić, że chcemy być traktowane z godnością. Nie jesteśmy trumnami, inkubatorami czy też przedmiotami. Nasza rola nie sprowadza się do rodzenia, choć dla większości z nas cud macierzyństwa jest najpiękniejszym momentem. I wiemy, że w życiu jest różnie i że jak zaklęcie powtarzamy „żeby było zdrowe”. I dlatego jesteśmy w stanie znieść niemalże każde upokorzenie. Ale teraz poszło już za daleko.

Nobody

Nie krzyczała, gdy dowiedziała się, że drugi raz
wyrwą z niej coś, co nie stało się dzieckiem.
W myśl zasady – nie pierwsza i nie ostatnia.
Lekarz przerzucał przed oczami zdjęcia z USG,
wyniki hormonów i powtarzał nic z tego nie będzie,
nic z tego nie będzie. A nawet jakby miało być,
to zdrowe nigdy nie będzie. Tego przecież pani nie chce.

Nie chciała. Medycznego jazgotu i uszu nastawionych
na to, czy serce bije, czy już się poddało.
Nie chciała też kolejny raz rozkładać nóg, by wyciągali
coś, co się nie udało. I leżeć nie chciała ze swoim
bez brzuchem pomiędzy ciężarnymi, kroplówkami
przedłużającymi czas do byle w terminie.

Trochę pani nam pękła. Musieliśmy szyć.
Wie pani, lepiej, żebyśmy się już nie spotkali.

Wiersz być może z kolejnej książki