Dorota ma ogród, a w nim rosną czterolistne koniczyny. Na szczęście. Dla przyjaciół. Tak mówi. Co roku wrzuca zdjęcie cennych znalezisk i robi rezerwacje. Tak jakby można było zaklepać sobie powodzenie i zaklinać rzeczywistość. Jednak za każdym razem ulegamy i lista osób chętnych do przygarnięcia dość pospolitej rośliny w jej – jakby nie było patologicznej formie jest coraz dłuższa. Czyżby rośnie tęsknota za tym, by mieć poczucie spełnienia. A może teraz czujemy ją mocniej, kiedy wzdrygamy się na samą myśl, czy można się do kogoś przytulić, a jeśli nie – to jak się przywitać. I ocenia się po maseczkach. Mam problem, by rozpoznawać ludzi. Stali się tacy anonimowi, nijacy, obcy.

Amulety z ogrodu

Choć za każdym razem to, co inne odrzuca nas i prędzej uciekamy niż brniemy, to jednak zrobiliśmy sobie z pokrak amulety i nie bez kozery są kraje, gdzie albinosi giną. I nasze szukanie czterolistnych koniczynek przynajmniej w teorii nie zagraża życiu. W teorii. I w poszukiwaniu recepty na szczęście powodzeniem cieszy się biżuteria z koniczynką lub też z kultową już nieskończonością. Żeby nie było, to nie jest post sponsorowany. Po prostu mi się wyświetliło i przypomniały mi się listki zerwane przez Dorotę ułożone w twórczym nieładzie na stole ogrodowym. I pytania o Super Glue, fotomontaż czy też inne oszustwo. Jakby wysyp niestandardowych roślin należało na starcie zdetronizować, uznać za niemożliwe. No przecież tyle obietnic szczęścia na kilku metrach kwadratowych jest nieprawdopodobne. To jak mieć ulubiony zakątek, w którym rosną podgrzybki lub trafić szóstkę w Lotto (nie trójkę – szóstkę).

Korona bez Party

Ta wiosna, a zaraz lato może sprzyja roślinom – szczególnie jak popada, ale ludziom niekoniecznie. I media społecznościowe pełne są pozytywnych myśli i postów, w których się skarżymy. No a jak inaczej wyrazić to, co gniecie. A gniecie, bo nie można się wypluć, nie można na coś nakichać i pokazać, że ma się gdzieś. Nie można się przytulić (to nerwowe drżenie na widok drugiej osoby z pewnością nie ma podtekstu erotycznego) – boimy się. Tak. Boimy się normalnie ze sobą rozmawiać i na siebie spojrzeć. Zasłaniamy usta, a tym samym pozbawiamy się uśmiechów i grymasów, a przecież lubimy czytać emocje w twarzach. Wielu z nas przez te kilka miesięcy do czegoś dojrzało, coś zaczęło, z czymś zerwało. W efekcie może za rok czy dwa będziemy sami się z siebie śmiać lub nad sobą płakać. Bo choć szybko wrócimy na stare tory, to wydarzenie pokoleniowe mamy naprawdę oryginalne. A spodziewali się niektórzy wojny.

Mały wojownik

Taki czas weryfikuje wszystko i wszystkich. Ja się uporządkowałam z dzieckiem, choć wymagało to wiele cierpliwości i kosztowało wiele łez – z niemocy właśnie. I cieszę się, że wróciłam do Vojty (dziękuję Panu Dawidowi Nikraszewiczowi), choć sama na to nie wpadłam. Bo właśnie w tym czasie potrzebne są rozwiązania, o których nie myślimy, które podpowiada los, życie, inni. I choć jak nigdy wcześniej mogliśmy czuć się bardzo samotni, to życie pokazało, że są ludzie, na których zawsze i wszędzie można liczyć. Nawet jak się nie widzicie. Ta weryfikacja to też cena.

Po co mi to

Od dłuższego czasu towarzyszy mi pytanie „po co?”. W dość prosty sposób weryfikuje ono moje działania i sprawia, że potrafię spojrzeć z dystansu na wiele rzeczy, ludzi, inicjatyw. W tym roku zadaję sobie je wyjątkowo często i to ono sprawia, że zmieniam perspektywę. I dostaję po dupie. I wyszło na to, że co trzy lata wydaję książkę, a co cztery rozstaję się z czymś ważnym i robię w życiu rewolucję. I za każdym razem tracę bardzo wiele, by zyskać jeszcze więcej – na tegoroczne odpryski pewnie trzeba będzie poczekać. Ale mam czas. Na razie otrzepuję się z wielu gorzkich słów i jak mawia moja przyjaciółka, ludzie są bardzo niezadowoleni, gdy nagle przestajesz się zgadzać na wszystko. Wtedy tracisz „przyjaciół”, „znajomych”, „kumpli od piwa”.

Działanie ma moc

Ta wiosna dała mi również świadectwo, że to, co robię ma sens i mogę liczyć na wiele osób. Nawet jeśli stanę na bocznicy lub zmienię kierunek jazdy. To miłe. Bo pokazuje, że wszystko ma jakiś porządek. Przede wszystkim działanie ma sens i uczciwość w działaniu. Tę cenię najbardziej. I chodzi mi dziś po głowie, ile robimy dla tych, co są, a ile dla tych, co byli. I jaka pamięć o ludziach w nas zostanie na zawsze.

Wyobraź sobie, że każde twoje zdanie napisane lub powiedziane jest ostatnie. Że jest twoim testamentem. I przy każdym słowie zastanów się, czy akurat tak chcesz być zapamiętanym…