Ciekawym doświadczeniem jest mijanie matek szczególnie z maleńkimi dziećmi w wózkach. Ten wyraz ulgi przeplatany z lękiem, że może jej też jest jakoś chore, inne, zaraz się okaże, że coś z nim nie tak. Ilość pytań zadawanych przez młodych rodziców w internecie jest skutecznie podkręcana przez antyszczepionkowców a także kampanie na przykład poświęcone autyzmowi. To już w ogóle syndrom widmo – nie wiadomo skąd się bierze, zazwyczaj dość późno bywa zdiagnozowane, a zestawienie wyglądu i zachowania dziecka może rodzić bardzo dwuznaczne sytuacje. Tak. Niepełnosprawność poraża. W pewnych momentach nawet myślę, że wydaje się być zaraźliwa. Na złość wszystkim rodzice z takimi chorymi wychodzą na spacer, do sklepu, jeżdżą autobusami i korzystają z życia.

Inny nie znaczy gorszy

Moja nastoletnia córka bardzo zwraca uwagę na to, że inni „gapią” się na młodego co najmniej tak jakby był koloru zielonego. Coraz częściej również głośno to komentuje, choć ja myślę, że nie warto. Każde odstępstwo od szeroko pojętej normy przecież budzi zainteresowanie. Problemem jest coś innego. Nie umiemy i nie chcemy rozmawiać o chorobach. Szczególnie rodzice mają problem z wytłumaczeniem dzieciom, dlaczego ten chłopiec jeździ na wózku, a tamta dziewczynka zachowuje się inaczej. Zamykają usta na szczerze zadawane pytania, bo przecież trudno odmówić maluchom tego, że interesuje ich to, co się dzieje.

Nagminnie jednak obserwuję to, że rodzice nie odpowiadają, odciągają uwagę, zabierają w inne miejsce, jakby to „coś” było zaraźliwe. W dobie szybkiego postępu medycyny możemy założyć, że niepełnosprawnych będzie na ulicach coraz więcej. Nawet wspomniany wyżej autyzm w prognozach naukowców też będzie diagnozowany coraz częściej. Również fakt, że społeczeństwo się starzeje będzie sprawiać, że chorymi rodzicami i dziadkami trzeba będzie się zająć. W momencie gdy nie będziemy rozmawiać z dziećmi o tym, że tak po prostu jest, że niektórzy potrzebują więcej wsparcia, nie poruszają się tak jak większość, poznają świat inaczej i inaczej reagują na różne bodźce, a to jest naturalne i należy okazać im wsparcie, nigdy nie dojdziemy do empatii. Do bycia obok siebie, a nie sztucznie generowanej integracji. Ta po prostu nie działa – tak samo jak różnego rodzaju programy aktywizacyjne.

Gdybyśmy na starcie traktowali wszystkich jak pełnoprawnych członków społeczeństwa, to nie musielibyśmy udowadniać, że jesteśmy równi. W momencie gdy pokazujemy dzieciom, że niepełnosprawni są gorsi i się o nich nie rozmawia, to dalej będą traktowani jak „małpy w zoo” w kolejce w sklepie, w szkole, w autobusie. Na co dzień. Budujemy mury i schody a nie skrzyżowania równorzędne.

Zadziwia, co powinno być normą

W efekcie cieszymy się z rzeczy, postaw i słów, które powinny być naturalne. Czytamy, że ktoś komuś pomógł, dziecko niepełnosprawne zostało przepuszczone w kolejce, a pracownicy poradni w szpitalu są wyjątkowo empatyczni – pomagają, mają czas, starają się i są bardzo mili, pomimo że przypadki są trudne. Zastanawia fakt, że przecież powinna to być codzienność. Zadziwiają nas rzeczy oczywiste i proste, jakbyśmy codziennie żyli na totalnej pustyni. Tego też uczymy dzieci.

„Ty debilu, jak idziesz” usłyszałam kiedyś na spacerze. Tak mama mówiła do swojego dziecka i nie przeszkadzało jej to, że obok jest mój młody, który pewnie poziomem intelektu bardziej by do tego określenia pasował. Lubimy inwektywy – downie, idioto, cioto, sieroto itd., a potem oczekujemy szacunku.