Posłowie do książki M+M

Z Mariankiem i jego mamą znam się od początku kwietnia 2017. Pojawili się w moim życiu nagle – plumknięcie na fejsbuku, zamigotała ikona wiadomości. W zasadzie jestem ostrożna w Internetach, jednak tym razem bez wahania otworzyłam plik marianek.docx, ponieważ ufałam nadawcy wiadomości. Zachowuję czujność w sieci i zawsze wszystko staram się zweryfikować. Ta pierwsza wiadomość była inna od wszystkich opisujących historię chorób, walki o życie, o zdrowie dzieci i dorosłych. Przyznajcie sami, że nie jest łatwo zatrzymać na dłużej uwagi i serdecznego czy też wskazującego nad ekranem telefonu tym bardziej, że palce te służą do przewijania. Ile sekund zajmuje przeciętnemu użytkownikowi portali społecznościowych wyłapanie istotnych informacji z obrazka? Jak szybko przeskakują impulsy między synapsami. Czy między mrugnięciem powiek jesteśmy w stanie zatrzymać się i kliknąć w opis? Czy obrazek z małym dzieckiem, pieskiem czy kotkiem, opatrzony dobrym #hasztagiem działa na nas mocniej niż zwykły tekst?

Nie masz konta na fejsbuku/instagramie/snapchacie – nie istniejesz. Historia Marianka i Mariolki zaistniała dzięki Dominice, która przez pewien czas nie była pewna tego, czy jest w stanie podzielić się nią z czytelnikami. Pamiętam rozterki autorki, czy to, o czym pisze, nie będzie kojarzone z nią i jej synem, Olgierdem. Czy powinna – będąc matką dziecka niepełnosprawnego, pisać o tym, co aż tak bezpośrednio ich dotyka. Czy nie zostanie to odebrane jako forma lansu. Pamiętam z naszych rozmów z czasu, gdy krystalizowała się historia M+M, jak próbowałam wytłumaczyć Autorce to, że zakochani zawsze będą pisać o kolejnych Juliach i Romeach, niedoszli samobójcy o śmierci, depresja będzie się zapisywać w ciemnych pokojach. Dominika powinna robić swoje, zresztą nie ma innego wyjścia, skoro Mariolka i tak jest we wszystkich plikach z końcówką .docx z kwietnia 2017. Mama Ola ma prawo pisać o Marianku i jego mamie.

 

Ta historia zmusiła mnie do refleksji, sprowokowała do rozejrzenia się po najbliższej okolicy w poszukiwaniu domów i rodzin, w których jest niepełnosprawność. A przecież one są w tym samym miejscu zawsze, od kiedy urodziło się dziecko tak doskonałe w niedoskonałości. Domy stały się klatkami od momentu, gdy choroba, wypadek czy też starość zamknęły umysły w ciałach, a zbyt strome schody, bloki z czterema piętrami – z pustym miejscem środku klatki schodowej (te projekty przewidywały windę dopiero od piątego poziomu) skutecznie uniemożliwiają kontakt ze światem. Co sprawiło, że nie widzę ich wokół siebie? Gdy w końcu zaczęłam w myślach wyliczać wszystkie znane mi historie, zabrakło mi palców. U rąk i stóp. Zrobiło mi się smutno i poczułam się niezbyt przyjemnie. Czym wyprzeć ten smutek, to uczucie niepewności, gdy zderzamy się z historiami podobnymi do tej opowiedzianej w książce? Nie wiem, pomyślę o tym jutro i pojutrze. Na ulicy, w sklepie, jadąc autem, robiąc przelew, wisząc palcem nad ekranem telefonu, wpatrując się w obrazki z hasztagami i czytając historię pod nimi. Ąc. Pomagając też kończy się na ąc.

Posłowie pochodzi z książki „M+M”, Wydawnictwo Mamiko, 2019

Anna Nawrocka – Zawidów