Wiele osób mnie pyta, po co nam wózek z oponami terenowymi i dodatkowe koło (Rafał Rocki, pozostanę wdzięczna jeszcze bardzo długo). W pierwszym odruchu chcę odpowiadać, że często wyjeżdżamy, łazimy po górach oraz różnych trasach. Ale rzeczywistość jest jednak inna. Mieszkamy w Elblągu, a to miasto, które tylko udaje dostępność.

Przecież musi się udać

Wróciliśmy ostatnio z Tatr. Chodziliśmy po szlakach – oczywiście tych możliwych do zrobienia wózkiem, najpierw z Szerpami, a potem sami. Natłukliśmy kilometrów i górek. Były oczywiście uprzęże i inne wynalazki. Bo to jednak 60 kilo. Do pchania lub trzymania. Lekko już było.

Pod górkę na depresji

Kilka dni później musiałam jechać do Gdyni. Taka szybka decyzja, bo zwolniło się miejsce u naszego fizjomagika, a takich okazji się nie odpuszcza. Więc pociąg. Finalnie trzy pociągi, każdy niedostępny i w każdym musiałam kombinować, jak się dostać i wydostać. Wróciłam bardziej zmęczona niż po tygodniu w wysokich Tatrach. Królem dostępności niezmiennie jest dworzec PKP w Elblągu. I ani miasto, ani przewoźnik nie widzą problemu w tym, że nie ma wind, przejazd przez tory jest niebezpieczny, nierówny i niemożliwy do przejechania samodzielnie wózkiem czy też przejścia przez osobę mającą problem z poruszaniem się. Ba, to przejście jest nielegalne, bo tylko z asystą można z niego korzystać. Teoretycznie. Praktycznie osoby poruszające się na wózkach, rodzice z dziećmi, ludzie z ciężkimi walizkami i ci, którzy po prostu nie dadzą rady na schodach, zasuwają po prowizorycznych kładkach. Dziwię się, że tam się jeszcze nic poważnego nie stało. Zresztą kiedyś ściągnęli tę kładkę i przenosiłam wózek przez tory, a PKP dalej nie widziało problemu. O ścieżkach dla osób z zaburzeniem wzroku oraz specjalnych oznaczeniach nawet pisać nie będę.

W kółko o dostępności

Wiem, że w każdym momencie włącza mi się opcja dostępność. Jak się doświadcza świat z perspektywy wózka, to nabiera on zupełnie innego wymiaru. Tak też jest z każdym innym ograniczeniem, szczególnymi potrzebami czy też możliwościami, nawet jeśli są one tylko czasowe. Wywracają codzienność do góry nogami. Pojawiające się co jakiś czas w mediach artykuły czy wywiady dotyczące braku dostępności nawet w nowo oddawanych inwestycjach to pole do popisu dla hejterów. Oczywiście anonimowych. Można się naczytać o fanaberiach, roszczeniach i wygodnictwie. Niezmiennie podobają mi się argumenty, że tak, że oczywiście, oni to by chcieli jeszcze na górę wjechać. No i wchodzimy. Jest łatwiej niż do pociągu.

Świat na pomarańczowo

Każdy nasz wyjazd z Szerpami budzi emocje. Wielu znajomych kibicuje, niektórzy pytają, jak to wygląda i ile płacimy za taką imprezę. Ale są też tacy, którzy wylewają frustrację za to, że nie udało im się dostać do programu. Dostaję też prośby o załatwienie miejsca oczywiście z ostrą krytyką samego procesu rekrutacji. Już nawet nie odpowiadam. Nie mam na to mocy.

Okazuje się, że najpiękniejszy zryw też można zmieszać z błotem. I pewnie potrzeby są większe niż możliwości, i z pewnością trzeba dużo determinacji, ale nie do mnie gorzkie żale. Nie dam sobie popsuć imprezy i relacji. Olgierd jest tylko beneficjentem eventów organizowanych przez Szerpów Nadziei. My jesteśmy tylko jego drużyną. Podlegamy takiej samej rekrutacji jak wszyscy i uważam, że jakby się chciało, to każdy system można uznać za niesprawiedliwy. Nie da się bowiem przyjąć wszystkich chętnych. Dlatego niczego nikomu załatwiać nie będę, bo i Olgierdowi nie załatwiam.

Gdzie byliście i jak to robicie?

Szerpowie to dla nas niezwykła przygoda. To wspaniali ludzie, którzy poświęcają czas, siły i całą empatię, by skarb doświadczył więcej i mocniej. To nie tylko miłość do gór pcha na szlak, ale też pokazanie, że bariery są kwestią perspektywy. No chyba że mówimy o dworcu PKP w Elblągu. W maju byliśmy trzeci raz z Szerpami w Tatrach. Był to event przede wszystkim dla skarbów, które już wychodziły wcześniej. Rozrosła się też drużyna Olgierda i mogliśmy zrobić szlaki w Tatrach Zachodnich. I choć pogoda nie rozpieszczała i plany trzeba było zmienić, to i tak swoje przeszliśmy. Bo takie są właśnie góry. Nie dość, że wymagają przygotowania i sprzętu, to jeszcze uczą pokory. W przypadku skarbów bezpieczeństwo jest szczególnie istotne. Zajmujemy więcej miejsca na ścieżce i potrzebujemy więcej czasu na reakcję, toaletę, posiłek. Potrzebujemy empatii po prostu.

Bałwanek w maju

Nie ukrywam, że padający śnieg o szóstej rano w dzień wyjścia to jest zaskoczenie tego roku. Końcówka maja a zapowiadało się na robienie bałwana. Potem było już tylko lepiej. Z Szerpami podjęliśmy decyzję, że będziemy testować wózek specjalny Joëlette. To sprzęt, który TPN ma w swoich zasobach, więc jak widać możliwości, by korzystać z wycieczek w góry także od strony sprzętu do wyposażenia, są coraz większe. Wybrany przez nas wózek to swoista lektyka z jednym kołem. Bardzo ciekawa konstrukcja, która sprawdzała się na równym szlaku i na kamieniach oraz sprawiała, że Olo dużo widział. A lubi sobie oglądać.

Dla Szerpów to też nowe doświadczenie. Posprawdzaliśmy, ustawialiśmy, zmienialiśmy, no i zastanawialiśmy się, dlaczego to cudo tyle kosztuje, ale dyskusje o cenie sprzętu dla specjalsów zostawimy na później. Myślę, że jak będziemy jechać większą ekipą w Tatry, to ten wózek postaramy się wypożyczyć. To też jeden z plusów dodatnich łażenia po górach z Szerpami. Uczymy się nowych rozwiązań, sprawdzamy techniki, testujemy gadżety i pytamy o trasy. Teraz interesowało nas to, gdzie możemy iść sami, gdzie sobie z wózkiem poradzimy i jak możemy sobie ułatwić przejście. Tak wyszło, że Tatry Zachodnie po raz pierwszy znalazły się na liście naszych wypraw. I zaliczone.

Mimo wszystko a nie wszystko jedno

Szerpowie to nie tylko event, sprzęt i rozgłos medialny. Pomarańczowo na trasie niewątpliwie było, a to przykuwa uwagę także tych, których niekoniecznie góry robią, ale chcą wziąć udział w popularnej akcji. 

Dla nas od kilku lat rozrastająca się drużyna Olgierda to niezwykłe relacje, godziny rozmów, przyjaźnie, które zostają i procentują. To także motywacja, by dać coś od siebie. Myślę, że takie odczucia ma wiele skarbów i ich opiekunów, ale także sami Szerpowie. Im też te znajomości pozostają na czas między kolejnymi eventami. Dlatego myślę, że to życie staje się pomarańczowe niezależnie od tego, gdzie się mieszka, jak się spędza czas, do czego się dąży. Bo góry się zdobywa, a marzenia spełnia i to nie jest wszystko jedno, jak i z kim.

Czy robimy coś naprawdę szczególnego?

Nie. Po prostu mamy odwagę, by przekraczać granice i stawiać sobie odważne cele. No i spotykamy na swojej drodze ludzi, którzy pomagają nam pokonać mniejsze i większe trudności. Na Polskę bez barier jeszcze się naczekamy, ale nie wyskakujcie z Tatarami, jeśli chcecie pokazać mi, że miejsce osoby z niepełnosprawnością jest w domu i nie należy żądać za dużo. Bo przecież w internecie też można sobie pooglądać widoki. No można, ale po co, skoro da się wleźć. 

Za kilka tygodni wyprowadzamy się z Elbląga. To nie znaczy, że raz na jakiś czas nie będę się czepiać. Budowanie świata bez barier trzeba bowiem zacząć w głowie. Gdy udaje się dostępność, to tak jakby przykleiło się plaster na ranę szarpaną. To się nie uda.

Możesz Olgierdowi przekazać swoje 1,5% lub wpłacić darowiznę na konto:

Fundacja Pomocy Osobom Niepełnosprawnym „Słoneczko”
Stawnica 33A
77-400 Złotów

KRS: 0000186434

Spółdzielczy Bank Ludowy Zakrzewo
Oddział w Złotowie 89 8944 0003 0000 2088 2000 0010

Darowizny w EUR:
76 8944 0003 0000 2088 2000 0050
Darowizny w USD:
97 8944 0003 0000 2088 2000 0060
dla wpłacających z zagranicy kod SWIFT (inaczej zwany BIC):
GBW CPL PP
kod kraju:
PL

tytuł wpłaty: Olgierd Klucznik 557/K

Dziękuję!