Najlepiej, Anno, olać to wszystko. Wiem, wychowano cię do bycia najlepszą i całe życie powtarzałaś sobie, że musisz zrobić wszystko, by spełniać ambicje. Nieważne czyje. Twoje są napięte do granic możliwości jak blizna po cesarskim cięciu. Nie boli, a jednak przypomina, że bywa ciebie mniej, że musiałaś się z kimś dzielić, że umknęło życie. Ale teraz jesteś mądra, niezależna. I masz brak. Wyraźnie odczuwasz każdy błąd. Czasem udaje ci się go zatuszować przed sobą, więc udajesz, że nie zdarzyło się, a może nikt nie zauważy. Tylko nie wiem, co boli bardziej.
Są oczywiście ludzie, od których wymagasz większej uważności, ale i oni pozwalają sobie na gafy. Chcesz być najlepsza, a jesteś wiecznie niewystarczająca. Czekasz na nagrodę i odbijasz się od pustki, że nie tym razem, że nie tak. Ale jak? To pytanie jednak nie wychodzi, gdy płaczesz. Wtedy budzisz litość. Myślą o tobie jak o mazgaju, któremu się nie powiodło. Też mają gula, ale trzymają pozory, bo tak wypada. A tobie nie wypada już nic. Więc zapowiadasz, że będziesz płakać i masz do tego prawo. Wiesz, że to cię nie uwolni, ale już nie przejmujesz się, że patrzą. Po drugim czerwonym wytrawnym się rozwiązujesz.
Wiesz, że zabijają cię ambicje i strach przed błędem. Więc zawsze starasz się być perfekcyjna, krok do przodu, z idealną fryzurą, makijażem, strojem. A i tak znajdzie się menda, która publicznie powie, że coś jest źle. I jakimś dziwnym trafem będzie to twój czuły punkt. O to nietrudno, przecież składasz się tylko z takich miejsc. Gdzie nie dotknąć, tam chowa się mała dziewczynka z kartkami pokreślonymi na czerwono, siniakami na dupie, obgryzionymi paznokciami. Dziewczynka wiecznie udaje, bo przecież musi zasłużyć na oklaski i tę szpilkę, która wierci dziurę tuż przy sercu. Tam mieszka brak.