7.15. Tak wiem, są tacy, którzy wstają wcześniej, ale jakoś ostatnio nie mogę się pozbierać i wyspać. Więc z chęcią jeszcze na chwilę zawinęłabym się w miękką kołdrę. Ale czas. W domu w miarę ciepło, ale jeszcze ciało śpi. Budzę młodego.
Ile kosztuje życie?
Jeszcze kilka razy tu przyjdę, by pomiziać, pozaczepiać, włączyć muzykę. Czasem dość długo dochodzi do siebie. Ale ogarniam. Kawa zero, bo przecież trzeba się obudzić. Woda jest, prąd jest, kawa jest. Jakoś to będzie przy czwartku. Wyśpię się w sobotę. Może. Przygotowuję mu płatki owsiane w termosie. Na drugie śniadanie owoc lub vegejogurt i do picia w bidonie sok. Koniecznie tłoczony. Pół na pół z wodą. Gdy już się ogarnę, idę do młodego. Ma 11 lat, ale nic przy sobie nie zrobi. Zmieniam pieluchę za 3 złote lub nawet więcej. Nie liczę. Są jeszcze mokre chusteczki. Myjemy pachy, bo młodzieniec nie zawsze pachnie frezjami. Ubieramy czyste rzeczy i smaruję mu dłonie oraz brodę. Nie jest zimno, ale przy jego ślinieniu pojawiają się podrażnienia. To też jeszcze nie jest moment na bieliznę termoaktywną, ale już jest przygotowana. Idzie zima. Zjeżdżamy na dół i czekamy na samochód, który zabiera Olgierda do szkoły. I tak codziennie. Czysto, ciepło, bezpiecznie. Coraz bardziej mam wrażenie, że w dupie nam się przewraca. Jest to oczywiście komfort, na który ciężko pracujemy, a mogliśmy być w lesie. Być może kiedyś tam wylądujemy.
Gdzie są dzieci?
Hasło „gdzie są dzieci?” to nie kwestia mody. To krzyk, bo granica została przekroczona za mocno. Na tej faktycznej można postawić mur, na tej ludzkiej już nie. Jako Polacy i Europejczycy przegraliśmy. Nawet jako rodzice, nauczyciele, księża, wychowawcy. Na całej linii. Bo cóż powiedzieć młodszym o wydarzeniach na granicy, skoro nie mieszczą się one w jakimkolwiek ludzkim pojmowaniu. Nie mieszczą się też w dwóch zdaniach, które tak naprawdę streszczają Nowy Testament. O nich w kraju statystycznie katolickim zapominamy najczęściej.
Miłuj bliźniego swego
Codzienne przygotowanie dziecka do szkoły, karmienie, przewijanie oraz sen, gdy ciepło i czysto to luksus, na który nie wszyscy mogą sobie pozwolić. I oczywiście nie mamy wpływu na to, jak żyje cały świat i nie odpowiadamy też za los sąsiada, ale są momenty, gdy warto się zachować jednak przyzwoicie.
Nie ma że nie ma
Choć tam na dalekim wschodzie (nie tylko odległością, ale także skalą, bo cały czas nie dochodzi do mnie, co się dzieje) dzieje się źle, to każdy ma swoją legendę. Najłatwiej można coś ugrać na czyimś nieszczęściu. Wina też jest tego czy tamtego, bo przecież w Polsce ciężko jest uderzyć się w pierś, by powiedzieć, że przegięliśmy. Bo wtedy musielibyśmy przyznać się do błędu i go naprawić.
Z perspektywy matki skądinąd zależnego dziecka nie wyobrażam sobie tego, co przeżywają rodziny między drzewami a drutami. Gdy jesteśmy już tak przywiązani do jakiegoś standardu życia, to koczowanie w centrum Europy i nienazwanie tego survivalem ma w sobie coś absurdalnego. Wyobrażasz sobie spędzić tak jedną noc? Ja nie.
Kiedy zło rodzi zło…
Wydawało mi się, że szczytem upadku Polski jako państwa było nocowanie opiekunów z osobami z niepełnosprawnościami na sejmowych korytarzach. To wtedy wywoływało moje oburzenie, bo przecież pieluchy, pranie, leki, jedzenie, poczucie bezpieczeństwa. To wszystko mrzonki, choć jednak pod dachem. Teraz tamten strajk wydaje mi się wstępem do bardzo okrutnych bajek. Ci w lesie mają przecież gorzej, bo są obcy, inni, ciemniejsi i wierzą w swojego Boga. Są zagrożeniem i złem na progu cywilizacji. Więc można ich przerzucać przez płot jak zgniłe jajko. Jak się zbije to trudno. Statystycznie i tak nic nie jest do udowodnienia.
Wstydzę się!
A teraz wrócę do domu, dam dziecku jeść, wykąpie w wannie i położę spać do ciepłego łóżka. Niech otuli go pościel z Maszą i Chopin. Jedynym moim zmartwieniem będzie siniak przy oku. Wielu na ten luksus nie stać.