Do pani doktor w ośrodku rehabilitacyjnym przychodziliśmy kilka razy. Tam stale zmieniały się zasady, więc nawet poszczególni lekarze zajmowali się dedykowanymi przypadkami. Ta pani najczęściej była od krzywych kręgosłupów i koślawych kolan. Ale nas też czasem przyjmowała. Pamiętam którąś wizytę. Tu się oczywiście cudów nie oczekuje i bardziej chodzi o badanie, zlecenia kolejnych ćwiczeń lub też wypełnienie wniosku o sprzęt. Młody miał kilka lat, kilkanaście kilogramów i jeszcze bardzo daleko do chodzenia. To właśnie pani doktor nauczyła mnie niemalże jak psa Pawłowa, że do gabinetu nie wjeżdża się wózkiem, bo wtedy się robi brudno. Człowiek głupi i się zgadzał. Kilka wizyt z młodym na rękach i na szczęście w butach, bo tylko wózek w inne gówna wjeżdża. Nawyk jednak pozostał, gdziekolwiek nie idę, pytam, czy mogę wejść z wózkiem. Zresztą wiadomo jak to z zasadami i empatią jest.

Kolorowe dni solidarności

Cieszy mnie fakt, że coraz głośniej mówimy o niepełnosprawności nie tylko w kontekście roszczeń, pieniędzy czy też dostosowań. Zarówno Światowy Dzień Zespołu Downa, jak i Światowy Dzień Świadomości Autyzmu przede wszystkim mają uwrażliwić społecznie na inność. I nawet jeśli ma to postać kolorowych skarpetek lub niebieskich dodatków, to w moim odczuciu budzi empatię. Być może będzie również pretekstem do zmian szerszych i nieograniczonych do tygodnia czy dnia. To nie jest kwestia pięknych postów, zmiany zdjęcia profilowego, lecz zbudowania nowej jakości. A świadectwa rodziców czy też opiekunów są ważne, bo pokazują tę stronę życia z dzieckiem z niepełnosprawnością, o której większość po prostu nie ma pojęcia. Nawet nie jest w stanie wyobrazić sobie takiego życia. A może czasem woli nie wiedzieć. Więc warto. Nie po 1%. Nie po darowizny. Nie po integrację. By budować jedność z różnorodności.

Akceptujmy, ale nie oszukujmy, że wiemy, jak to jest w czyjejś skórze

Nie mówmy, że autyzm jest fajny, bo czyni indywidualistą, bo daje rozwój w innych dziedzinach. Bo to tak samo jakby mówić, że osoba na wózku ma super, bo nie niszczy butów. A to chyba nie tak. Poza tym w naszej solidarności z osobami z niepełnosprawnościami niestety poprzestajemy na hasłach, gestach, ideach. Codzienności staramy się nie dostrzegać. A ta empatia najmniej jest potrzebna 2 kwietnia czy też w inne „specjalne” dni. Kiedy zagości w szkole, w urzędzie, w autobusie czy też w sklepie, to zależy od tego, kiedy naprawdę będziemy gotowi zaakceptować. To nie znaczy, że milcząco zgadzać się na obecność.

Powtórka z historii

Przeraża mnie, to, co dzieje się teraz w Polsce. Budowanie nienawiści w stosunku do każdej inności jest zauważalne w każdej materii niezależnie od wyznawanej religii, rasy czy też orientacji seksualnej lub płci. Jakby historia się powtarzała i gesty, charakterystyczne mundury, hejt, afisze, palenie książek i groźby przypominają te wyjęte z lat trzydziestych ubiegłego stulecie. Jeśli tak jest, to należałoby się spodziewać w niedługiej przyszłości akcji eliminujących niepełnosprawnych z życia społecznego. Już nawet nie nazwę tego likwidacją. A może to, co dzieje się w szkołach i to, jak nie działa integracja, a uczniom przymusowo każe się realizować obowiązek szkolny w ramach nauczania indywidualnego, to są takie kroki na miarę wykluczenia w Polsce XXI wieku. Nie chciałabym wyrokować, ale nie ukrywam, że to, co się dzieje i te fale niezrozumienia w stosunku do tego, co nie mieści się w normie, mnie przerażają.

Niebieski czyli jaki?

I nijak to się ma do akcji na niebiesko, kolorowo, haseł i postów o akceptacji. Taką mam refleksję, że jak możemy nawoływać do tego, by tolerować osoby z niepełnosprawnością, skoro nie szanujemy partnera w rozmowie, bo ma inne zdanie niż my, albo zwrócił nam uwagę na błąd. Marzy mi się, byśmy nie potrzebowali niebieskiego tygodnia, byśmy umieli traktować innych tak, jak na to zasługują, jak pełnoprawnych członków społeczeństwa. Nawet jeśli potrzebują więcej czasu, uwagi czy też miejsca.