Często spotykam Mariolkę i Marianka na swojej drodze. Przechodzę obok nich, mijam, czasem się uśmiechnę, czasem pomogę na ruchomych schodach, czasem posłucham, co mówią, jakie dźwięki wydają. Ale mijam, odchodzę do swoich myśli i zajęć, a oni zostają ze sobą, w swoim byciu na uboczu, mimo że są między nami.

Różne są Mariolki i różni Mariankowie, ja skupię się na tych, którzy ostatnio zawitali do mojego domu w postaci tomiku „M+M” Dominiki Lewickiej – Klucznik. Kim jest ta Mariolka? To młoda matka, która zakończyła edukację na gimnazjum. Na szkołę zawodową nie było pieniędzy – kto by ją utrzymał dla takiej fanaberii? Zaraz po zakończeniu edukacji zaszła w ciążę. Aborcja nie wchodziła w grę, bo co by ksiądz powiedział. I cała podlaska wieś także, bo przecież zaraz by się rozeszło. Nie miała badań prenatalnych, chyba nawet nie wiedziała, że takie są, więc urodzenie chorego dziecka zaskoczyło ją. A może nie? Może uznała, że to kara za szukanie miłości i ufność w gładkie słówka?

Ojciec się nie znalazł, bo kto by się przyznał do tego, że sypia z „taką” Mariolką? A po urodzeniu się chorego Marianka tym bardziej nie było chętnych do ojcostwa. Kto by sobie brał taki kłopot na głowę? Nikt go nie chciał, Mariolka też, jednak w końcu musiała zabrać go do domu i od tamtej pory uczy się odpowiedzialności.

Czy Mariolka potrzebuje współczucia? Nie, ona potrzebuje rozwiązań systemowych. I żeby to działało „samo”. W momencie urodzenia Marianka powinny się uruchomić procedury, dzięki którym Mariolka otrzymuje pomoc z każdej strony. Wsparcie, dzięki któremu może żyć godnie i dać sobie i swojemu dziecku wszystko, co im potrzebne.

Bo niestety, choć mamy XXI wiek i nawet nie wiem, czy to jeszcze epoka ponowoczesna czy już coś nowego, ale nadal nie każdy ma własną łazienkę. Nadal nie ma opieki dla osób, które najpierw są niepełnosprawnymi dziećmi, a później niepełnosprawnymi dorosłymi. Dlaczego Mariolka nie patrzy optymistycznie na życie? Czy dlatego, że nie ma się gdzie wykąpać? Czy dlatego, że tylko będąc z Mariankiem na turnusie może skorzystać z tej „zdobyczy” cywilizacji? I tylko na turnusie ma ciepło w pokoju i dobrze je?

Uczepiłam się tej łazienki, ale cały czas uważam, że poranny prysznic to jedna z tych chwil, które ułatwiają rozpoczęcie dnia. A Mariolka nie ma tej możliwości. Nie ma też wózka dla Marianka, a wszelkie próby włączenia go w życie społeczne kończą się wypełnieniem tabelek, żeby zgadzała się strona „MA” w papierach.

Mariolka nie potrzebuje, żeby się nad nią użalać, jaka to ona biedna. Pójdę dalej i twierdzę, że rodzice/opiekunowie osób niepełnosprawnych są bogatsi od innych. Może dlatego, że ich miłość jest bardziej dojrzała, odpowiedzialna i taka, jak powinna być, czyli miłość za nic. Po prostu czysta, bezwarunkowa miłość. I tak jest też w przypadku Mariolki. Jest niewykształcona, wielu słów nie zna, więc nie zawsze rozumie, co się do niej mówi, ale dla swojego syna gotowa jest do największych poświęceń i sama sobie z tego nie zdaje sprawy.

Dominika Lewicka – Klucznik swoim tomikiem pokazała świat, o którym wiemy, że istnieje, ale staramy się o nim nie pamiętać. Owszem, raz w roku ubierzemy różne skarpetki na znak solidarności z osobami z zespołem Downa. Włączymy niebieską lampkę, żeby pokazać autystykom, że ich lubimy. Pójdziemy na bal charytatywny i może nawet kupimy coś na aukcji.

A tak poza tym? Poza tym, na co dzień krzywimy się, gdy wchodzą nam w oczy, omijamy „szerokim łukiem”. Bo przecież lepiej dla nich i dla społeczeństwa, gdy siedzą w domach lub miejscach dla nich przystosowanych, gdzie mają profesjonalną opiekę, a nie pchają się do autobusów, urzędów, szkół, sklepów. Domagają się wind, zjazdów dla wózków, samych wózków, pieluch, podnośników do kąpieli, materacy przeciwodleżynowych i innych „luksusów”.

Tylko nikt nie zdaje sobie sprawy, że ceną za te „luksusy” jest cholerne cierpienie i strach, które przeżywa każdy rodzic dziecka niepełnosprawnego. I dlatego „rodzice chorych dzieci modlą się, by umarły one wcześniej”.

Tomik „M+M” Dominiki Lewickiej – Klucznik to nie jest poezja walcząca. To też nie żaden manifest. To tylko relacja z życia. Nota bene, napisana językiem czytelnym dla każdego, mimo że to poezja. I chyba powinna zostać wpisana do kanonu lektur obowiązkowych. Jako podręcznik i tester wrażliwości społecznej.

Małgorzata Jędrzejewska – Londyn